niedziela, 3 stycznia 2016

Wspomnienia Krystyny Gugnackiej z d. Falkiewicz z okresu 1939-45 (spisane w roku 2013), cz. 1.



Urodziłam się  8 maja 1931 roku w Poznaniu, w domu na Kosińskiego. Moi rodzice to: Edward Falkiewicz s. Stefana i Leokadii z d. Eichinger i Zofia z d. Nowak, córka Idziego Nowaka i Franciszki z d. Nowaczyk. Jan "Od którego wszystko się zaczęło" jest jest moim 3xpradziadkiem - piątym pokoleniem przodków. 
Tak zapamiętałam tamte czasy:
Okres przedszkolny wspominam jako beztroską zabawę z dziadkiem Idzim na ogródka na Bielnikach (obecnie tereny pływalni miejskiej na Wildzie) gdzie dziadek Idzi zbudował altanę, kurnik i najważniejsze dla nas dzieci: huśtawki i piaskownicę. Do szkoły zaczęłam chodzić w roku 1938 na Wildzie, na palcu Bergera. Nauczycielką była p. Ciszewska – była jedyną nauczycielką uczącą tę I klasę. We wrześniu 1939 roku już do szkoły nie poszłam.

Był rok 1939, co roku zawsze szykowaliśmy się do wyjazdu na wakacje (rodzina wyjeżdżała przeważnie do kuzynów do Leszna, Książa Wielkopolskiego lub Rydzyny). W tym roku było inaczej - w Poznaniu było ogłoszenie, że kto chce, może się ewakuować,  ponieważ Poznań ma być fortecą i spodziewano się, że będą o miasto ciężkie walki. 

Niektórzy całymi rodzinami wynajmowali wagony towarowe i wyjeżdżali z całym dobytkiem dalej od Poznania. Poznań się powoli wyludniał, były kopane rowy przeciwlotnicze żeby ludzie mogli się chować w czasie nalotów. Szyby w oknach miały być oklejane żeby uniknąć pokaleczenia w razie bombardowania. W domu każdy miał przydzielony jakieś zadanie w razie alarmu.

Jednego dnia mama poszła do dentysty, do wuja Józefa (to był brat mojego taty). Wracając do domu zaczęła się strzelanina i wszyscy zaczęli się chować po bramach. Jak się trochę uspokoiło to przebiegało się do następnej bramy i tak dopiero wieczorem mama wróciła do domu, gdzie czekała zmartwiona rodzina. To był pierwszy dzień wojny, zaczęło być niebezpiecznie. Rodzice z dziadkami postanowili że nie będą się tułać po świecie ani rozdzielać - jeśli mamy zginąć to wszyscy. Ustalili, że przeniesiemy się na ogród i tam przeczekamy najgorsze chwile. Jak się uspokoi to wrócimy - i tak też było. Zapakowaliśmy się na wózek czterokołowy: materace z łóżek, pierzyny, i wszystkie inne potrzebne rzeczy, nocą ruszyliśmy na ogródek. Dziadek z tatą ciągnęli, a my - tzn. ja ze Ździśką popychałyśmy ten wózek. Na wózku jechali: Janka, Maryla i Andrzej. Szliśmy nocą bo w dzień już słychać było strzelaninę – strzelali Niemcy, którzy mieszkali w Poznaniu i wspierali z całych sił Hitlera. Kiedy dotarliśmy na ogród było tam już dużo ludzi. My mieliśmy piękny ogród, dużą altanę, drzewa owocowe, mieliśmy też kurki i koguta, który nas co rano budził. Tata raz po raz chodził do mieszkania by go chronić przed szabrownikami, czasem przynosił potrzebne rzeczy z domu i nowe wiadomości. Pobyt na ogrodzie nie trwał długo - Niemcy weszli do Poznania, zaczęły się chłodne dni i rodzice postanowili wrócić do mieszkania na Kosińskiego. Nasz tata zaczął pracować w tej samej firmie co przed wojną w Papierodruku. My ze Zdziśką musiałyśmy czytać książki, żeby nie zapomnieć tego co nauczyłyśmy się wcześniej - szkoły były jeszcze nie czynne. Pamiętam też (to już był chyba październik), że do Poznania zaczęli wracać ludzie, którzy ewakuowali się w sierpniu i na początku września 1939. Nasi kuzyni z Leszna też wrócili – wszystko stracili  w bombardowaniu taboru kolejowego pod Kutnem. Zginęło tam wielu ludzi. Moi kuzyni przeżyli, tylko moja kuzynka Leokadia Alwin była ranna w rękę. Do Leszna nie mogli wrócić ponieważ ich mieszkanie było już zajęte przez Niemców. Zamieszkali u rodziny w Poznaniu.

Nasza ciocia, Maria Bulińska z d. Falkiewicz (siostra mojego dziadka Stefana) przed wojną miała bardzo duży sklep z bławatami na rynku w Lesznie. Nie czekając na wybuch wojny, postanowili, że przeniosą się do Rozwadowa gdzie już zaczęli się urządzać. Kiedy wybuchła wojna wyprzedali większość towarów, inne przekazali rodzinie. Kiedy więc Niemcy nakazali im wysiedlenie, Bulińscy byli już spakowani i urządzeni w Rozwadowie. Bulińscy dużo nam pomagali, przed wojną tata jeździł do nich po materiały, z których mama szyła nam ubrania - w czasie wojny też nam pomagali.
c.d.n 

Krystyna Gugnacka z d. Falkiewicz (okres szkolny).
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane będą po zatwierdzeniu.