sobota, 13 czerwca 2015

Powstanie Wielkopolskie - Edward Falkiewicz, 27 grudnia 1918 r.

Powstańcze losy Edwarda Falkiewicza skrywa jeszcze mrok historii. Niestety wspomnienia potomków Edwarda są bardzo skromne i w sumie sprowadzić je można tylko do lakonicznego stwierdzenia .... brał udział w Powstaniu. Być może informacje na ten temat zawiera jakiś ocalały  życiorys Edwarda - kiedyś pisano i składano je dość często np. przy przyjęciu do pracy. Oczywiście muszę tylko do takiego życiorysu dotrzeć. Być może owocne okażą się czyjeś opublikowane wspomnienia,  w których wspomniany będzie Edward Falkiewicz.
Poniżej prezentuję właśnie jedno z takich wspomnień, które publikowane było m.in. w Głosie Wielkopolskim. Opublikowane wspomnienie  jest niewielkim fragmentem wspomnień Stanisława Podeszwy o Powstaniu Wielkopolskim.  Mnie udało się dotrzeć do całych wspomnień, które spisane (lub przepisane) zostało w roku 1968 na konkurs Głosu Wielkopolskiego i organizacji ZBOWiD z okazji 50 rocznicy Powstania Wielkopolskiego.
Autorem (osobą spisującą) wspomnienia był ktoś, kto podpisał się kryptonimem "ZORZA".
We wspomnieniach tych dwukrotnie wymieniony jest Edward Falkiewicz. Raz jako zastępowy i druh skautów im. Leszka Białego, drugi raz jako ten, który 27 grudnia 1918 roku na Starym Rynku w Poznaniu pod figurą św. Jana nawoływał "Polacy po broń!" W tym drugim przypadku pomylono imię - być może osoba przepisująca  wspomnienia (rękopis) popełniła błąd lub źle odczytała skrót Ed. Nie ma jednak żadnej wątpliwości, że Stanisław Podeszwa wspomina kolegę swego i druha - właśnie Edwarda Falkiewicza. Stanisław i Edward należeli do tej samej drużyna skautów, później dołączył do niej także brat Edwarda, Czesław. Edward, wraz z rodzicami, w tym czasie, mieszkał bardzo blisko Starego Rynku, na skrzyżowaniu Kwiatowej i Półwiejskiej.

Strona tytułowa maszynopisu.

Stanisław Podeszwa 
Dnia 27 grudnia po południu o godzinie szesnastej jechałem tramwajem z Wildy do miasta. Przy aptece wildeckiej podjechał na koniu do tramwaju mój kolega szkolny Piechowiak czy Piechocki, i wołał do mnie: "Jadę po karabin, bo w mieście się biją". Gdy tramwaj wjechał na Stary Rynek, zauważyłem pod pomnikiem św. Jana mego druha, harcerza Edmunda (powinno być Edwarda) Falkiewicza, który wołał: "Polacy po broń!" Przywitawszy się ze mną, kazał mi poczekać, aż będzie 10 osób i tych polecił mi zaprowadzić do fortu za Groblą. W forcie tym były koszary kompanii bezpieczeństwa. Zgłosiłem się z ludźmi u druha Jana Przybeckiego, który pełnił tam funkcję feldfebla. Podzielił nas na oddzielne grupy umundurowanych i cywilów. Umundurowanym przydzielił broń długą i po 20 naboi. Zestawił z tych ludzi kompanię w sile 80 - 90 chłopa. Mnie przydzielił pierwszy pluton. Otrzymaliśmy taką instrukcję: idziemy do miasta jako 4. Kompania Bezpieczeństwa pod moim dowództwem. Zachować spokój i karność. Być na wszystko gotowym, 5 naboi do magazynku. Rozmawiać po niemiecku, aby zmylić czujność Niemców. Gdy nasze czoło znajdowało się przy budynku dyrekcji Poczty, otrzymaliśmy silny ogień z okien na strychu. Strzelał kulomiot i karabiny. Ponieważ dowódcy kompanii z przodu nie było, więc wydałem rozkaz: "W prawo zwrot, ognia", a następnie: "Kryć się". Teraz miałem sposobność rozejrzeć się. Zauważyłem dwie czapki, jeden karabin oraz trzech ludzi leżących na chodniku i jezdni. Czy byli ranni lub zabici, nie wiem. Zauważyłem również, że moje dłonie krwawią dość silnie. Wydobyłem więc bandaże. Przy bandażowaniu rąk zauważyłem, że mam śrut. Pewien cywil zaprosił mnie do swego mieszkania dla obandażowania. Powyjmował mi śrut i opatrzył rany, był to bowiem lekarz. Po wypiciu herbaty i krótkiej rozmowie wracałem do kompanii, niestety jej nie odnalazłem. Udałem się w dół ul. Święty Marcin (obecnie Czerwonej Armii) jako luzak. Mogło być około godziny siódmej wieczorem, gdy usłyszałem od pl. Wolności strzelaninę. Od biegnącego chłopca dowiedziałem się, że to atak na policję. Udałem się w tym kierunku, ogień właśnie ustał, z bram wychodziło mrowie ludzi, wojskowych i cywilów. Uzbrojenie cywilów było różne: karabiny, ręczne granaty, drągi, łomy żelazne, siekiery. Było też dużo kobiet i wyrostków, rwących się do walki i robiących dużo zamieszania. Wkoło pl. Wolności zrobił się taki tłok, że gdyby teraz znowu Niemcy otworzyli ogień, byłoby dużo trupów. Po pewnym czasie puszczono wieść, że idą saperzy. Zorganizowano w pośpiechu oddział uzbrojonych i pobiegliśmy do pl. Świętokrzyskiego (obecnie pl. Wiosny Ludów). Okazało się jednak, że kilka strzałów padło z wieży kościoła ewangelickiego i saperów nie zauważono. Patrolowaliśmy więc ul. św. Marcin, Piekary, Ogrodową, Rycerską (obecnie Ratajczaka).

Fragment ze spisem zastępowych i druhów drużyny im. Leszka Białego.



Osoby mogące przybliżyć postać Stanisława Podeszwy i losy Edwarda w czasie Powstania, bardzo proszę o kontakt.


tagi: Falkiewicz, Powstanie Wielkopolskie, Podeszwa, Paczkowski, Czajka, Wilda, Walkowiak, Luleczka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane będą po zatwierdzeniu.